niedziela, 10 marca 2013

Powieść drogi


Są takie książki, które można nazwać manifestem całego pokolenia. Jedną z nich jest z pewnością „W drodze” Jacka Kerouaca. Jest to powieść autobiograficzna, bazująca na spontanicznych podróżach autora po Stanach Zjednoczonych. Oczywiście nie podróżował sam, ale ze swoimi przyjaciółmi. Byli to m. in. Allen Ginsberg, Neal Cassady czy William S. Burroughs. Dzisiaj nazywa się ich przedstawicielami tzw. Beat Generation. Jest to zresztą określenie samego Kerouaca. Uważał, że było to pokolenie utraconej młodości (w skutek II wojny światowej i jej następstw), ludzi sponiewieranych i wypalonych a zarazem jedynych, którzy zachowali blask życia.

Książka jest kroniką kilku podróży po Stanach oraz podróży do Meksyku. Akcja dzieje się między 1947 a 1951 rokiem. W oryginale Kerouac nie zmienił nawet imion postaci, które w niej występują, jednak wydawca uważał, że będzie to brzmiało oszczerczo i ostatecznie je zmieniono. Mamy więc głównego bohatera, Sala Paradise, który wraz z Deanem Moriartym (Cassady), Carlo Marxem (Ginsberg), Starym Bykiem Lee (Burroughs) oraz innymi znajomymi, wiodą życie pośród jazzu, narkotyków i alkoholu. Wszyscy starają się pochwycić wartość życia. Szukają TEGO CZEGOŚ. Radości życia, miłości, spełnienia? Tylko oni to wiedzą. Wszyscy wydają się być w pewnym stopniu szaleni. W ich życiu nie ma żadnej stabilizacji - może poza przyjaźnią, którą żywią do siebie. Narkotyzują się, porzucają żony, żyją chwilą.

Nie wiem czy można rozpatrywać wartość tej książki w kategoriach dobra-zła. Jest ona przedstawieniem fragmentu amerykańskiego społeczeństwa w określonym czasie. Może nam się podobać lub nie, ale tak właśnie było. Kerouac pisał ją metodą „strumienia świadomości”, w oryginale nie było rozdziałów, tylko jeden długi akapit napisany na 76 metrach papieru. Nic dziwnego, że wydano go dopiero po 6 latach i to po kilku zmianach (za które osobiście jestem wdzięczna, nie wiem czy podołałabym spontanicznej prozie). Co do bohaterów - można odczuć pewną udrękę ich życia, ale mimo tego nie da się im współczuć, nie można ich tłumaczyć. Osobiście cały czas myślałam, że przydałby im się ktoś, kto postawiłby ich do pionu. Żyli najczęściej za cudze pieniądze, kradli i brali narkotyki, nie potrafili się angażować. Cóż, byli jacy byli, a Kerouac doskonale to oddał.