czwartek, 12 czerwca 2014

Bridget Jones come back

Istnieją tacy bohaterowie literaccy, z którymi czytelnicy nie chcą się rozstawać. W związku z tym często w odpowiedzi na popularność postaci, z jednej zaplanowanej początkowo przez autora książki, robi się w efekcie końcowym kilka tomów. Myślę, że właśnie z powodu naszego irracjonalnego przywiązania do kogoś, kto nigdy nie istniał (oraz chęci zysku, rzecz jasna), powstała trzecia część przygód Bridget Jones autorstwa Helen Fielding „Bridget Jones. Szalejąc za facetem”.

W życiu głównej bohaterki wiele się zmieniło. Akcja rozpoczyna się prawie 5 lat po śmieci Marka (tak jest, niezastąpiony obrońca praw człowieka, Mark Darcy, nie żyje…). Zastajemy Bridget z dwójką małych dzieci, kilkunastoma zbędnymi kilogramami i totalnym zerem nowych facetów, czy też w ogóle perspektyw na posiadanie jakiegokolwiek towarzysza. Ale od czego są przyjaciele – po motywującej rozmowie przy lampce (raczej galonie) wina, Bridget bierze się za siebie, zrzuca zbędne kilogramy i zgłębia świat stron dla singli oraz portali społecznościowych. Jak się wkrótce okazuje ze sporymi sukcesami…

Mimo wielu życiowych zawirowań Bridget dalej jest tą samą nie do końca poważną fanką poradników, która codziennie zapisuje jaki jest stan jej kilogramów/facetów/kalorii/… I nadal jest urocza. Osobiście nie interesują mnie, czy książka ta została napisana dla kasy, czy dla fanów B.J. – cieszę się, że powstała. Jest w niej dużo humoru i pozytywnej energii. Polecam na chandrę i nie tylko.

wtorek, 27 maja 2014

Dobrze mieć listę

Zaczął się czas lepszej pogody a co za tym idzie wysiadywania na ogródku, działce, nad jeziorkiem, itd. Ani się obejrzymy, jak zaczną się długo wyczekiwane urlopy. Jak wiadomo najlepszy odpoczynek to odpoczynek z książką i dla tych, którzy myślą podobnie, mam krótką listę propozycji czytelniczych z gatunku moich ulubionych, czyli opowiadających o różnych nadprzyrodzonych istotach. Nie są to najbardziej ambitne lektury, ale nie oszukujmy się - mało kto bierze na urlop „Wojnę i pokój”. Z drugiej strony dużo czasu wolnego pozwala
przeczytać więcej, więc w propozycjach znajdą się głównie kilkutomowe cykle.

1. Anna Rice, „Kroniki wampirów” – 10 nie najcieńszych pozycji, dobrze napisane, dla bardziej wymagających i bardziej wytrwałych;
2. Charlaine Harris, „Southern vampire series” – nieźle napisane, również dla wytrwałych (13 części cyklu, niestety poziom nie został utrzymany do końca…);
3. Melissa de la Cruz „Błękitnokrwiści” – 6 tomów o upadłych aniołach, które teraz są wampirami, dla amatorów historii miłosnych dziejących się wśród przedwcześnie dojrzałych nastolatków;
4. Cassandra Clare „Dary anioła”, „Diabelskie maszyny” – pierwszy tytuł to 6 książek o potomkach aniołów w wersji współczesnej, kolejny tytuł to 3 książki o tym samym w wersji z XIX wieku, wciągające;
5. Charlaine Harris, „Cykl Harper Connelly” – o kobiecie, która od porażenia przez piorun nawiązuje kontakt z nieboszczykami, 4 tomy do przeczytania w 4 dni;
6. Laurell K. Hamilton, „Cykl Merry Gentry” – o księżniczce rodu wróżek, która zbiegła z dworu, gdyż jej ciotka chce ją zabić, średnia fabuła + trochę erotyki, 4 części.
7. Laurell K. Hamilton, „Cykl Anita Blake” – o pogromczyni wampirów, która trochę za bardzo lubi wampiry jak na ich zabójcę (moja opinia ;) ), absolutny rekord ilości tomów: 25, po polsku wydano 9, ja dotrwałam do 5, jak ktoś przeczyta więcej niech da znać czy warto kontynuować;
8. Richelle Mead, „Cykl o Georginie Kincaid” – 6 książek o sukubie i jej równie interesujących znajomych – demonach i innych, dobrze się czyta.
9. J.R.Rain, „Cykl Samantha Moon” – o wampirze-prywatnym detektywie, która w 6 lat po niechcianej przemianie nadal stara się prowadzić „ludzkie” życie.
10. Lauren Kate, „Upadli” – 5 tomów o upadłym aniele i jego ziemskiej ukochanej, którym stoi na przeszkodzie fakt, że on żyje wiecznie, a ona młodo umiera (wielokrotnie).

Powodzenia w czytelniczym maratonie!

sobota, 19 kwietnia 2014

Morderstwo w Orient Expressie

Moja lista powieści kryminalnych do przeczytania jeszcze się nie skończyła, aczkolwiek sukcesywnie skreślam z niej kolejne pozycje. Ostatnią z odhaczonych jest książka autorstwa Agaty Christie „Morderstwo w Orient Expressie”.

Autorki nikomu przedstawiać nie trzeba, tak samo jak głównego bohatera jej powieści, Herculesa Poirot. Tym razem detektyw wracając z jednej zakończonej misji, nieoczekiwanie trafia na kolejną sprawę do rozwiązania. Podczas podróży Orient Ekspressem zgłasza się do niego jeden z pasażerów, amerykański milioner, Samuel Ratchett. Otrzymuje on od jakiegoś czasu anonimowe listy z pogróżkami i prosi detektywa, aby odkrył, kto jest ich autorem. Poirot, mimo wysokiego honorarium proponowanego przez Ratchetta, odmawia podjęcia się tej sprawy. 

Następnego ranka Amerykanin zostaje znaleziony martwy w swoim przedziale. Narzędziem zbrodni bez wątpienia był sztylet, a sprawca znajduje się w wagonie, w którym ofiara podróżowała, gdyż drzwi do innych części pociągu pozostały zamknięte. Tym samym detektyw ma 12 podejrzanych, których przesłuchuje po kolei, a którzy z pozoru niewinni, ukrywają niesamowitą historię.

„Morderstwo…” to jedna z najbardziej znanych książek Agaty Christie przede wszystkim ze względu na swoje zakończenie (którego ujawniać nie będę – nie chcę psuć efektu). Jest to dobrze napisana powieść, z wyrazistymi postaciami, którą czyta się bardzo szybko. Główny bohater, mimo, że odrobinę introwertyczny, szybko zdobywa sympatię czytelnika. Powieść polecam, a sama chętnie sięgnę po inne pozycje autorstwa Agaty Christie.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Kobieta-wojownik w literaturze

Bez zbędnego komentarza, wszystkim, którzy w miarę radzą sobie z angielskim, polecam artykuł w The New York Times, o braku obecności kobiety-żołnierza w literaturze. Przy okazji artykuł dostarcza wielu innych tematów do rozmyślań.

"Male soldiers’ experiences make up the foundation of art and literature: From “The Odyssey” to “The Things They Carried,” the heroic or tragic protagonist’s face is familiar, timeless and, without exception, male. The story of men in combat is taught globally, examined broadly, celebrated and vilified in fiction, exploited by either side of the aisle in politics.
For women it’s a different story, one in which they are more often cast as victims, wives, nurses; anything but soldiers who see battle. In the rare war narratives where women do appear, the focus is generally on military sexual assault, a terrible epidemic of violence that needs to be revealed and ended, but not something that represents the full experience of women in the military."


wtorek, 25 marca 2014

Miasteczko Salem

Czytając książki nie lubię się za bardzo bać. Wystarczy delikatny dreszczyk emocji wywołany pościgiem lub sceną walki, czy z innej strony np. psychologiczną grą mordercy z ofiarą. Dlatego już lata temu odrzuciłam typowe horrory. Jednak istnieją książki wywołujące podskórne mrowienie, nie na tyle duże aby spać przy zapalonym świetle, ale wystarczające aby poczuć grozę sytuacji. Jedną z nich jest „Miasteczko Salem” Stephena Kinga.

Pisarz Ben Mears powraca do miasteczka, w którym spędził, jego zdaniem, najlepsze lata swojego dzieciństwa. Oficjalne nazwane Jeruzalem, jednak równie często zwane Salem, miasto to od lat żyje ustalonym rytmem. W historii Salem miały miejsce jedynie dwa wydarzenia przerywające codzienną monotonię. Jednym z nich był pożar, a drugim morderstwo i samobójstwo w domu Marstenów. I to właśnie ten dom najbardziej interesuje Bena, który ma związane z nim swoje własne, mroczne wspomnienia. Ben chce go wynająć, jednak ubiegają do dwaj mężczyźni, którzy kupują nieruchomość. Po pewnym czasie w dziwnych okolicznościach zaczynają umierać miejscowi ludzie…

W dobie powieści o miłych i asymilujących się z ludźmi wampirach, dobrze jest przypomnieć sobie, że kiedyś w literaturze te stworzenia były inaczej przedstawiane. Warto zapoznać się z ich inną, mroczniejszą i bezwzględną stroną. To właśnie daje nam King. Przy okazji, jeżeli tak jak ja nie czytaliście jeszcze kilkunastu książek tego autora i nie znacie jego stylu, możecie się przekonać, że King to urodzony pisarz. „Miasteczko Salem” to jego druga powieść, a jednak napisana bardzo dobrze. Piszę „jednak” ponieważ sam autor powiedział kiedyś, że na początku jego warsztat pisarski nie był najlepszy.

Polecam więc i „Miasteczko Salem” i generalnie twórczość tego autora. Polecam wam a przede wszystkim samej sobie, ponieważ dopiero przekonuje się do Stephena Kinga i mam zamiar nadrobić zaległości :)

niedziela, 2 marca 2014

Dzień Szakala

Gdyby ktoś mnie zapytał jakiś czas temu, czy lubię powieści sensacyjno-kryminalne, z całą stanowczością powiedziałabym, że nieszczególnie. Jednak w ostatnim czasie przeczytałam dwie książki, które zmieniły moje zdanie o tym nurcie. Jedną z nich, wartą szczególnej uwagi, jest wydany w 1971 roku „Dzień Szakala” Fredericka Forsytha.

„Akcja powieści rozgrywa się we Francji w latach 1963–1964. Grupa zamachowców z OAS po kolejnym nieudanym zamachu na prezydenta Charles'a de Gaulle'a postanawia wynająć zawodowego zabójcę, by ten ostatecznie zlikwidował prezydenta. Zabójcą tym jest Anglik posługujący się pseudonimem "Szakal" (z franc. Chacal). Informacja o możliwym zamachu dociera do francuskiej policji, do schwytania zabójcy zostaje wyznaczony komisarz Claude Lebel.”[1]

Co jest ciekawe w tej powieści, to fakt, że od początku wiemy, iż nie doszło do planowanego zamachu. Autor daje również do zrozumienia, że tożsamość wynajętego zamachowca nie została nigdy ustalona. Pokazany jest cały cykl planowania i przygotowywania akcji: zdobycie fałszywych dokumentów, broni, wybranie miejsca; poznajemy również szczegóły akcji policyjnej – pracę oficerów śledczych oraz przygotowywanie obławy na zamachowca. Przez szczegółowe rozpisanie wszystkich etapów pracy - zarówno zamachowca jak i organów ścigania - mamy wrażenie prawdziwości całej akcji. Do tego kilka faktów historycznych, parę istniejących w rzeczywistości osób i wychodzi realny obraz zamachu na prezydenta Francji.

Akcja trzyma czytelnika w napięciu od początku do końca. Ilość przewidzianych rozwiązań, w jaki sposób może potoczyć się próba zamachu oraz jakim torem idzie policyjne myślenie, wskazuje na wielką błyskotliwość autora. Książkę czyta się bardziej jak reportaż w oparach kryminału niż stricte powieść kryminalną. Literatura na światowym poziomie.

wtorek, 11 lutego 2014

Young-adult fiction

Chciałam na jakiś czas odejść od lektur, które niewiele wnoszą do życia poza chwilą rozrywki, ale skoro taka literatura jest ciągle na topie, to jednak będzie coś w tym temacie. Ostatnimi czasy sięgnęłam po dwa cykle „dla młodzieży”, które poniżej krótko przedstawię.

Pierwszym z nich jest trylogia „Niezgodna” Veroniki Roth. Książka jest porównywana do „Igrzysk śmierci”, jednak moim zdaniem nie do końca słusznie. Chicago, niedaleka przyszłość. Ludzie żyją podzieleni na pięć frakcji: Prawość, Altruizm, Nieustraszoność, Serdeczność i Erudycję. Można urodzić się w jednej frakcji, jednak mając szesnaście lat wybrać inną. Aby jak najlepiej wybrać frakcję (zostaje się w niej do końca życia) przeprowadzany jest test, który pokazuje gdzie dana osoba nadaje się najlepiej. To właśnie po tym teście rozpoczynają się kłopoty głównej bohaterki, Tris, która okazuje się być niezgodna – posiada cechy wielu frakcji. Tym samym staje się niebezpiecznym elementem z pozoru idealnie funkcjonującego systemu.

Książka ta nie wciąga czytelnika aż tak jak wspomniane już „Igrzyska…”, jednak czyta się ją szybko. Pomysł bardzo fajny, wykonanie przeciętne, ale można to wybaczyć, ponieważ jest to debiut pisarski autorki. Po pierwszych dwóch częściach z chęcią dowiem się, jak zakończy się historia Tris.

Druga rozpoczęta przeze mnie seria to „Upadli” autorstwa Lauren Kate. W pierwszej książce cyklu poznajemy główną bohaterkę, Luce Price, która właśnie trafiła do szkoły o zaostrzonym rygorze (coś jak lepszy poprawczak). Dziewczyna trafia tam, ponieważ miał miejsce wypadek – chłopak, z którym się spotykała zginął (dosłownie zajął się ogniem) a policja podejrzewa, że Luce ma z tym jakiś związek. W nowej szkole poznaje Daniela Grigoriego, który od początku wydaje jej się kimś znajomym. W ten sposób zaczyna się historia miłosna, która jednak okazuje się mieć długą historię w przeszłości, gdyż Luce jest kolejnym wcieleniem dziewczyny, w której wieki wcześniej zakochał się upadły anioł – Daniel.

Historia byłaby wciągająca, gdyby nie fakt, że przez całą pierwszą część tego cyklu miałam wrażenie, że dalej nie wiem o co chodzi. Dopiero w drugiej części wszystko składa się w spójną historię. Trzeci tom jak na razie wydał mi się najciekawszy, a kolejne dwa czekają w kolejce do przeczytania. Jeżeli więc początek miałby was zniechęcić pamiętajcie, że dalej jest tylko lepiej ;)

Jak widać literatura typu „young-adult fiction” jest w rozkwicie i mamy w czym wybierać. Dla osób, które potrzebują chwili oderwania od codzienności, nie angażując przy tym myślenia, polecam obie serie.