Istnieją tacy bohaterowie
literaccy, z którymi czytelnicy nie chcą się rozstawać. W związku z tym często
w odpowiedzi na popularność postaci, z jednej zaplanowanej początkowo przez
autora książki, robi się w efekcie końcowym kilka tomów. Myślę, że właśnie z
powodu naszego irracjonalnego przywiązania do kogoś, kto nigdy nie istniał
(oraz chęci zysku, rzecz jasna), powstała trzecia część przygód Bridget Jones autorstwa
Helen Fielding „Bridget Jones. Szalejąc za facetem”.
W życiu głównej bohaterki wiele
się zmieniło. Akcja rozpoczyna się prawie 5 lat po śmieci Marka (tak jest,
niezastąpiony obrońca praw człowieka, Mark Darcy, nie żyje…). Zastajemy
Bridget z dwójką małych dzieci, kilkunastoma zbędnymi kilogramami i totalnym
zerem nowych facetów, czy też w ogóle perspektyw na posiadanie jakiegokolwiek towarzysza.
Ale od czego są przyjaciele – po motywującej rozmowie przy lampce (raczej
galonie) wina, Bridget bierze się za siebie, zrzuca zbędne kilogramy i zgłębia
świat stron dla singli oraz portali społecznościowych. Jak się wkrótce okazuje
ze sporymi sukcesami…
Mimo wielu życiowych zawirowań
Bridget dalej jest tą samą nie do końca poważną fanką poradników, która
codziennie zapisuje jaki jest stan jej kilogramów/facetów/kalorii/… I nadal
jest urocza. Osobiście nie interesują mnie, czy książka ta została napisana dla
kasy, czy dla fanów B.J. – cieszę się, że powstała. Jest w niej dużo humoru i pozytywnej
energii. Polecam na chandrę i nie tylko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz