Są
takie książki, które można nazwać manifestem całego pokolenia.
Jedną z nich jest z pewnością „W drodze” Jacka Kerouaca. Jest
to powieść autobiograficzna, bazująca na spontanicznych podróżach
autora po Stanach Zjednoczonych. Oczywiście nie podróżował sam,
ale ze swoimi przyjaciółmi. Byli to m. in. Allen Ginsberg, Neal
Cassady czy William S. Burroughs. Dzisiaj nazywa się ich
przedstawicielami tzw. Beat Generation. Jest to zresztą określenie
samego Kerouaca. Uważał, że było to pokolenie utraconej młodości
(w skutek II wojny światowej i jej następstw), ludzi
sponiewieranych i wypalonych a zarazem jedynych, którzy zachowali
blask życia.
Książka
jest kroniką kilku podróży po Stanach oraz podróży do Meksyku. Akcja dzieje się między 1947 a 1951 rokiem. W
oryginale Kerouac nie zmienił nawet imion postaci, które w niej
występują, jednak wydawca uważał, że będzie to brzmiało
oszczerczo i ostatecznie je zmieniono. Mamy więc głównego
bohatera, Sala Paradise, który wraz z Deanem Moriartym (Cassady),
Carlo Marxem (Ginsberg), Starym Bykiem Lee (Burroughs) oraz innymi
znajomymi, wiodą życie pośród jazzu, narkotyków i alkoholu.
Wszyscy starają się pochwycić wartość życia. Szukają TEGO
CZEGOŚ. Radości życia, miłości, spełnienia? Tylko oni to
wiedzą. Wszyscy wydają się być w pewnym stopniu szaleni. W ich
życiu nie ma żadnej stabilizacji - może poza przyjaźnią, którą
żywią do siebie. Narkotyzują się, porzucają żony, żyją
chwilą.
Nie
wiem czy można rozpatrywać wartość tej książki w kategoriach
dobra-zła. Jest ona przedstawieniem fragmentu amerykańskiego
społeczeństwa w określonym czasie. Może nam się podobać lub
nie, ale tak właśnie było. Kerouac pisał ją metodą „strumienia
świadomości”, w oryginale nie było rozdziałów, tylko jeden
długi akapit napisany na 76 metrach papieru. Nic dziwnego, że
wydano go dopiero po 6 latach i to po kilku zmianach (za które
osobiście jestem wdzięczna, nie wiem czy podołałabym
spontanicznej prozie). Co do bohaterów - można odczuć pewną
udrękę ich życia, ale mimo tego nie da się im współczuć, nie
można ich tłumaczyć. Osobiście cały czas myślałam, że
przydałby im się ktoś, kto postawiłby ich do pionu. Żyli
najczęściej za cudze pieniądze, kradli i brali narkotyki, nie
potrafili się angażować. Cóż, byli jacy byli, a Kerouac doskonale to
oddał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz