Wszyscy
pamiętamy świat Matrixa, w którym ludzie żyją w
rzeczywistości wykreowanej przez maszyny. Aby zacząć żyć w
prawdziwym świecie trzeba zażyć tabletkę i odłączyć się od
programu komputerowego. To była wersja soft, u Władimira Sorokina w
powieści „Lód” jest wersja hard. W 1908 roku na Syberii miała
miejsce katastrofa tunguska. Spowodowało ją 23 tysiące cząsteczek
Światłości, które rozproszyły się, przeszły ewolucje i
zamieniły w ludzi. Osoby będące owymi cząsteczkami to
niebieskoocy blondyni, którzy jak cała ludzkość są uśpieni i
nie wiedzą o swoim przeznaczeniu. Aby ich obudzić, trzeba dokonać
rytuału uderzenia lodowym młotem w serce - serce przemówi i wypowie
swoje prawdziwe imię. Dopiero wtedy wiadomo, że dany człowiek to na pewno
cząstka Światłości. Ten kto nią nie jest umiera, ale to
przecież konieczna ofiara. Gdy zostaną obudzone wszystkie cząstki, Ziemia przestanie istnieć, a Światłość odzyska swój
pierwotny kształt.
Czego
w tej książce nie ma! Jest idea nadczłowieka, i totalitaryzm, i
światłość jako symbol pierwotnej mądrości i miłości, i
oczywiście motyw snu – cała ludzkość jest uśpiona, nie żyją
prawdziwym życiem, są tylko chodzącymi workami mięsa. Niestety
jest tu coś jeszcze – ogromna ilość przekleństw oraz scen
niemalże pornograficznych. Rozumiem chęć stworzenia odpowiedniego
klimatu, ale moim zdaniem braki w fabule uzupełniane wulgaryzmami to
pójście na łatwiznę. Dla mnie osobiście najbardziej pomysłowe w
tej książce jest użycie katastrofy tunguskiej jako początku
historii. Jest ona zdarzeniem prawdziwym, do dzisiaj niewyjaśnionym
i klimatycznie bardzo pasuje do tej powieści.
Przed
sięgnięciem po „Lód” czytałam wiele pochlebnych opinii na
temat książki, jednak moje odczucia trochę się różnią - jestem
raczej rozczarowana. Czyta się z zainteresowaniem, jednak
niedociągnięcia w fabule raziły mnie równie mocno jak
przekleństwa. Do tego brak tu dobrze nakreślonych bohaterów.
Oprócz jednej kobiety, której życie poznajemy prawie w całości,
cała reszta to tylko dane, jak w kartotece policyjnej: Jan K., 34
lata, blondyn, niebieskie oczy, dobrze zbudowany, itp. Mimo wszystko
książka broni się jako dobra, postmodernistyczna powieść.