Akcja „Ojca chrzestnego” rozgrywa
się w ciągu pierwszego dziesięciolecia po II wojnie światowej, w Nowym Jorku.
Miastem rządzi pięć rodzin mafijnych, a każda z nich ma odrębną działalność –
dzięki temu żyją we względnym pokoju. Rodzina Corleone, na czele z
charyzmatycznym Don Vito, oficjalnie utrzymuje się z importu włoskiej oliwy,
jednak tak naprawdę zarządza hazardem. Dzięki swojemu przywódcy, rodzina ta
jest najbardziej poważana w mieście. Don Vito to człowiek mądry i powściągliwy,
z wielką intuicją. Wiele osób zwraca się do niego o pomoc, a on prawie nigdy
nie odmawia. W zamian prosi jedynie o przysługę, którą wykorzysta w
przyszłości.
Krótko po ślubie swojej jedynej
córki Connie, Don Vito zostaje postrzelony, a jego rodzina musi zdecydować, kto
w czasach kryzysu przejmie dowodzenie. Od początku wiadomo, że nie będzie to
średni syn, Freddie, gdyż pozostaje w szoku po strzelaninie. W grę wchodzi
jeszcze najstarszy syn Sonny, który jednak jest zbyt porywczy, oraz Michael,
który chce odciąć się od rodziny i nie zamierza iść w ślady ojca. W wyniku
nieostrożnych działań Sonny’ego dochodzi do wojny między rodzinami, i
nieoczekiwanie to Michael okazuje się być najlepszym następcą swojego ojca.
„Ojciec chrzestny” to książka
niezwykła - dla każdego może ona opowiadać o czymś innym. Dla jednych to po
prostu książka o mafii, jej hierarchii i działalności. Dla innych to opowieść o
wartościach: o miłości, przyjaźni, rodzinie, lojalności. Bo może to być książka
zarówno o złych jak i dobrych rzeczach. Widać tu walkę między siłą charakteru a
siłą mięśni, którą zdecydowanie wygrywa ta pierwsza. Trup ściele się gęsto, ale
umierają tylko ci nielojalni, którzy zdradzili rodzinę i wyznawane przez nią
wartości. Z drugiej strony – czy jest wytłumaczenie dla zabójstwa?
Dla mnie to książka pełna
sprzeczności. Z jednej strony nie można określić Vita Corleone mianem złego
człowieka, z drugiej strony ciężko go usprawiedliwiać. Wiemy, że mafia to zła
organizacja, ale czytając tę książkę ciężko nie zazdrościć jej członkom tego
wsparcia, które mają na co dzień. I tak można by bez końca. Czyta się bardzo
dobrze i na pewno powieść ta zasługuje na bycie w zestawieniu najlepszych
powieści kryminalnych wszechczasów. Stawiano jednak zarzuty, że Mario Puzo wybielił i
przeintelektualizował obraz mafii. Dla porównania można przeczytać książkę
Nicholasa Pileggi „Chłopcy z ferajny”, która uważana jest za wierniejszy jej
obraz. Polecam obie.