poniedziałek, 6 stycznia 2014

Inferno

Dla odmiany chciałabym napisać parę słów o książce, po którą sama bym nie sięgnęła, ale tak się zdarzyło, że dostałam ją w prezencie. A jak książka już jest, to czemu jej nie przeczytać? Tym sposobem moją ostatnią lekturą było „Inferno” Dana Browna. Autora nikomu przedstawiać nie trzeba. Twórca poczytnych książek z Robertem Langdonem w roli głównej jest znany nie tylko jako pisarz ale również jako muzyk, autor takich numerów jak „Happy frogs” czy „Suzuki elephants” (mniej znana ścieżka jego kariery, zainteresowanych odsyłam do anglojęzycznego wpisu o ww. na Wikipedii).

Fabuła powieści skonstruowana jest wokół kolejnej zagadki, którą ma rozwiązać profesor Langdon. Problem polega na tym, że budzi się on w szpitalu, nie pamiętając ostatnich dwóch dni, które najwyraźniej miały kluczowe znaczenie, aby dowiedzieć się jak i dlaczego znajduje się we Florencji zamiast u siebie w mieszkaniu. W toku rozwijającej się akcji czytelnik dowiaduje się, że Langdon została zaangażowany przez WHO aby znaleźć miejsce, w którym szalony naukowiec prawdopodobnie umieścił wirusa zagrażającego całej ludzkości. Drogę do tego miejsca znaleźć może tylko ten, kto świetnie zna treść „Boskiej komedii” Dantego, gdyż właśnie to dzieło prowadziło owego naukowca w jego chorej próbie zmiany świata.

W teorii mamy wszystkie elementy dobrej książki: wyrazistą główną postać, piękną pomocnicę, intrygę obudowaną wokół postaci niespełna rozumu geniusza oraz arcydzieła literatury, a także realne problemy współczesnego świata oraz mnóstwo ciekawych (prawdziwych) informacji o europejskich (i nie tylko) zabytkach. W praktyce jest gorzej. Gdyby odjąć opisy wszystkich miejsc, w których znajdują się bohaterowie, wszystkich obrazów, pomników i ulic, z prawie 600 stron pewnie zostałaby połowa. Jeżeli chciałabym zapoznać się z zabytkami Italii, to przeczytałabym przewodnik turystyczny, a nie powieść. Przez opisywanie każdego kamienia akcja bardzo traci na wartkości. Na początku książka wciąga, potem ma się raczej wrażenie taplania w mule. Do tego skonstruowana jest intryga w intrydze, a taka akcja musi być bardzo dobrze utkana, żeby czytelnik czuł się zaintrygowany, a nie oszukany. Ja poczułam się oszukana.

Reasumując: fani Dana Browna będą zadowoleni, cała reszta – niekoniecznie. Czas przy lekturze leci szybko, ale wrażenie (jeżeli w ogóle jest) nie pozostaje na długo. Plusem jest sam temat podjęty przez autora, który może dać początek głębszym przemyśleniom o zagrożeniach współczesnego świata. Nie można również zapomnieć o „Boskiej komedii” wielokrotnie przytaczanej, chociaż osoby, które po lekturze „Inferna” będą chciały przeczytać dzieło Dantego, mogą szybko się zniechęcić – to nie to samo co rozrywkowa literatura XXI wieku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz