niedziela, 29 grudnia 2013

Jane Eyre

Istnieją takie nazwiska, z którymi mamy już gotowe skojarzenia, zwłaszcza jeżeli chodzi o uznanych w świecie literatów. Jednym z tych nazwisk jest na pewno Brontë. Moje pierwsze zetknięcie się z tym nazwiskiem miało miejsce przy czytaniu „Wichrowych wzgórz” i nie było dla mnie zbyt satysfakcjonujące. Jednak czego nie dokonała Emily, udało się jej siostrze Charlotte.

„Dziwne losy Jane Eyre” (dlaczego w polskim tytule dodano owe „dziwne losy” pozostaje dla mnie zagadką) to wydana w 1847 roku modelowa powieść wiktoriańska. Książka opowiada historię sieroty wychowanej bez miłości przez ciotkę, która ostatecznie pozbywa się jej gdy ta ma 10 lat, wysyłając ją do zakładu w Lowood. Tam Jane kształci się i zostaje nauczycielką. W wieku 18 lat trafia do domu pana Rochestera, gdzie ma uczyć małą Adelkę – wychowankę pana domu. I kiedy wreszcie wydaje się, że jej życie wychodzi na drogę szczęścia (zostaje narzeczoną Rochestera), los znowu wystawia ją na próbę.

Jane Eyre dołącza do plejady XIX-wiecznych bohaterek literackich, których brak wpływu na własne życie doprowadza mnie do szewskiej pasji. Rzeczy dzieją się jakby bez udziału ich woli, bez możliwości ukształtowania swojego życia w sposób je zadowalający. To zawsze decyzje osób trzecich sprawiają, że wybierają tę lub inną drogę. Ilekroć czytam o takiej bohaterce, a w jej życiu akurat dzieje się źle, myślę sobie: jak możesz być taka układna, taka bezwolna? A potem, gdy jestem jeszcze bardziej wkurzona jej postawą: dobrze ci tak, bezwolna istoto, jak nie umiesz się postawić to cierp!

Jane jest jednak trochę fajniejsza od reszty jej literackich koleżanek i pod koniec można u niej zauważyć pewne wyrobienie się charakteru. Zaczyna kształtować swoją przyszłość, nie poddaje się i sama tworzy swoje szczęśliwe zakończenie. Może właśnie to sprawiło, że ta książka naprawdę mi się podobała i polecam ją każdemu, kto jeszcze nie przekonał się do angielskiej literatury XIX wieku.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Dramat Nory

Nie ma takiego momentu w życiu człowieka, kiedy mógłby powiedzieć: już się naczytałem klasyki, wielkich dzieł literatury, wystarczy – nazwano by go głupcem. Nie ma też takiej chwili, kiedy z całą szczerością mógłby uczynić wyznanie: przeczytałem już wszystkie wielkie dzieła literatury. Pomijając fakt, że wielkie dzieła nadal się ukazują (choć rzadziej niż kiedyś) to przede wszystkim w historii ludzkości napisano tak wiele wspaniałych książek, że nikomu nie starczy życia, aby je wszystkie przeczytać. Dlatego po raz kolejny zwracam się w kierunku pozycji uznanej przez świat za klasykę.

„Dom lalki” Henrika Ibsena to wydany w 1882 roku dramat w trzech aktach. Główną bohaterką jest Nora, żona adwokata Helmera i  matka dwójki dzieci. I to właśnie ją określa – bycie żoną i matką. Poza tym Nora jest tylko ozdobą domu, kolejnym pięknym bibelotem, który zgromadził jej mąż. On sam uważa ją za bezmyślną istotkę, którą można przejrzeć na wylot a która jedyne co robi naprawdę dobrze, to wydaje pieniądze. Jednak jego żona ma pewien sekret. Kilka lat wcześniej, aby ratować chorego męża, Nora pożyczyła dużą sumę pieniędzy. Od tego czasu utrzymywała, że pieniądze te dostała od swojego ojca (wie, że mąż nie wybaczy jej oszustwa), i żeby mąż się nie zorientował, spłacała dług oszczędzając na swoich wydatkach. Sprawa w końcu wychodzi na jaw, a między małżonkami dochodzi do decydującej rozmowy.

Powieść ta jest jednym z pierwszych literackich dzieł, których głównym tematem jest sprawa równości płci. Ibsen wyraźnie widział, że istnieją dwa rodzaje praw – osobne dla kobiet i osobne dla mężczyzn. Nie łączy się to jednak w jego przypadku z poparciem dla idei socjalizmu, która w tamtych czasach mogła wydawać się jedynym wytłumaczeniem tej dziwnej dla większości społeczeństwa idei równości.

Ibsen bardzo dobrze opisywał ludzkie rozterki. „Dom lalki” czyta się bardzo szybko, jednak wrażenie pozostaje przez długi czas. Opisując kilka dni z życia rodziny pokazał narastające napięcie, które w efekcie prowadzi do swego rodzaju katharsis w kontaktach między małżonkami. Stanowczo jest to pozycja z górnej półki.

czwartek, 5 grudnia 2013

Niebezpieczne związki

Lubię czytać książki, które coś znaczyły w epoce, w której je napisano. Jedną z nich jest na pewno dzieło autorstwa Pierre’a Choderlosa de Laclosa „Niebezpieczne związki”. Powieść ta, wydana w 1782, wzbudziła ogromne kontrowersje. Od początku spowijała ją aura skandalu obyczajowego, aż w końcu została uznana za niemoralną. Z dzisiejszej perspektywy może się to wydawać śmieszne, jednak w tamtych czasach to był pewnego rodzaju przełom.

W książce przedstawiona jest intryga, jaką przygotowuje piękna markiza de Merteuil, aby zemścić się na mężczyźnie, który przedłożył nad jej wdzięki świeżość i niewinność wychowanego w klasztorze dziewczęcia. Namawia swojego dawnego kochanka, wicehrabiego de Valmont, aby uwiódł ową pannę - Cecylię de Volanges. Pragnie, aby młody małżonek znalazł w swoim łożu zamiast zawstydzonej dziewicy wyrafinowaną libertynkę. Valmont początkowo odmawia, gdyż nudzi go perspektywa łatwej zdobyczy, tym bardziej, że zafascynowany jest niedostępną pięknością - prezydentową de Tourvel.[1] Jednak po jakimś czasie zaczyna brać udział w grze, której stawką jest spędzenie nocy z markizą.

Przed tą powieścią nikt nigdy tak otwarcie nie pisał o intymnych związkach między ludźmi, a już na pewno nie w takim tonie. Wicehrabia i markiza otwarcie rozmawiali ze sobą o seksie, a do tego oboje knuli seksualne intrygi. To, że robił to wicehrabia, to jeszcze pal licho, ale że z pozoru szanowana wdowa okazała się być wyuzdaną kokietką, która utrzymuje niezobowiązujące kontakty seksualne z każdym mężczyzną, z którym zechce – nie do pomyślenia.

Akcja, którą odczytujemy z listów wysyłanych między bohaterami książki, nie jest może zbyt wciągająca, ale ta książka ma wiele zalet. Przede wszystkim są to komentarze wicehrabiego, np.: Jeżeli miłość moja była równie wytrwała jak twoja cnota – a to mało powiedziane! – nic w tym dziwnego, że jedna wyzionęła ducha z drugą. To nie moja wina. Mimo faktu, że jest on szowinistyczną świnią, która nie liczy się z uczuciami kobiet, nie sposób go nie lubić. Wydaje się być biegły w intrygach, ale zagubiony w sprawach prawdziwej miłości, która w końcu i jego dotyka. Ogromnym plusem jest również język, jakim napisana jest książka: wyrafinowany lecz zrozumiały. W polskim przekładzie, oprócz autora, jest to również ogromna zasługa tłumacza: Tadeusza Boya-Żeleńskiego.

Na mnie osobiście powieść ta wywarła duże, pozytywne wrażenie. Napawałam się każdym zdaniem, każdym powiedzonkiem, ponieważ takiego stylu pisania już się niestety nie spotyka. Polecam wszystkim, dla których wartka akcja to nie jedyny wyznacznik dobrej książki.







[1] Parafraza opisu fabuły z Wikipedii – pomocne ustrojstwo.

niedziela, 10 marca 2013

Powieść drogi


Są takie książki, które można nazwać manifestem całego pokolenia. Jedną z nich jest z pewnością „W drodze” Jacka Kerouaca. Jest to powieść autobiograficzna, bazująca na spontanicznych podróżach autora po Stanach Zjednoczonych. Oczywiście nie podróżował sam, ale ze swoimi przyjaciółmi. Byli to m. in. Allen Ginsberg, Neal Cassady czy William S. Burroughs. Dzisiaj nazywa się ich przedstawicielami tzw. Beat Generation. Jest to zresztą określenie samego Kerouaca. Uważał, że było to pokolenie utraconej młodości (w skutek II wojny światowej i jej następstw), ludzi sponiewieranych i wypalonych a zarazem jedynych, którzy zachowali blask życia.

Książka jest kroniką kilku podróży po Stanach oraz podróży do Meksyku. Akcja dzieje się między 1947 a 1951 rokiem. W oryginale Kerouac nie zmienił nawet imion postaci, które w niej występują, jednak wydawca uważał, że będzie to brzmiało oszczerczo i ostatecznie je zmieniono. Mamy więc głównego bohatera, Sala Paradise, który wraz z Deanem Moriartym (Cassady), Carlo Marxem (Ginsberg), Starym Bykiem Lee (Burroughs) oraz innymi znajomymi, wiodą życie pośród jazzu, narkotyków i alkoholu. Wszyscy starają się pochwycić wartość życia. Szukają TEGO CZEGOŚ. Radości życia, miłości, spełnienia? Tylko oni to wiedzą. Wszyscy wydają się być w pewnym stopniu szaleni. W ich życiu nie ma żadnej stabilizacji - może poza przyjaźnią, którą żywią do siebie. Narkotyzują się, porzucają żony, żyją chwilą.

Nie wiem czy można rozpatrywać wartość tej książki w kategoriach dobra-zła. Jest ona przedstawieniem fragmentu amerykańskiego społeczeństwa w określonym czasie. Może nam się podobać lub nie, ale tak właśnie było. Kerouac pisał ją metodą „strumienia świadomości”, w oryginale nie było rozdziałów, tylko jeden długi akapit napisany na 76 metrach papieru. Nic dziwnego, że wydano go dopiero po 6 latach i to po kilku zmianach (za które osobiście jestem wdzięczna, nie wiem czy podołałabym spontanicznej prozie). Co do bohaterów - można odczuć pewną udrękę ich życia, ale mimo tego nie da się im współczuć, nie można ich tłumaczyć. Osobiście cały czas myślałam, że przydałby im się ktoś, kto postawiłby ich do pionu. Żyli najczęściej za cudze pieniądze, kradli i brali narkotyki, nie potrafili się angażować. Cóż, byli jacy byli, a Kerouac doskonale to oddał.

sobota, 23 lutego 2013

Matrix po rosyjsku


Wszyscy pamiętamy świat Matrixa, w którym ludzie żyją w rzeczywistości wykreowanej przez maszyny. Aby zacząć żyć w prawdziwym świecie trzeba zażyć tabletkę i odłączyć się od programu komputerowego. To była wersja soft, u Władimira Sorokina w powieści „Lód” jest wersja hard. W 1908 roku na Syberii miała miejsce katastrofa tunguska. Spowodowało ją 23 tysiące cząsteczek Światłości, które rozproszyły się, przeszły ewolucje i zamieniły w ludzi. Osoby będące owymi cząsteczkami to niebieskoocy blondyni, którzy jak cała ludzkość są uśpieni i nie wiedzą o swoim przeznaczeniu. Aby ich obudzić, trzeba dokonać rytuału uderzenia lodowym młotem w serce - serce przemówi i wypowie swoje prawdziwe imię. Dopiero wtedy wiadomo, że dany człowiek to na pewno cząstka Światłości. Ten kto nią nie jest umiera, ale to przecież konieczna ofiara. Gdy zostaną obudzone wszystkie cząstki, Ziemia przestanie istnieć, a Światłość odzyska swój pierwotny kształt.

Czego w tej książce nie ma! Jest idea nadczłowieka, i totalitaryzm, i światłość jako symbol pierwotnej mądrości i miłości, i oczywiście motyw snu – cała ludzkość jest uśpiona, nie żyją prawdziwym życiem, są tylko chodzącymi workami mięsa. Niestety jest tu coś jeszcze – ogromna ilość przekleństw oraz scen niemalże pornograficznych. Rozumiem chęć stworzenia odpowiedniego klimatu, ale moim zdaniem braki w fabule uzupełniane wulgaryzmami to pójście na łatwiznę. Dla mnie osobiście najbardziej pomysłowe w tej książce jest użycie katastrofy tunguskiej jako początku historii. Jest ona zdarzeniem prawdziwym, do dzisiaj niewyjaśnionym i klimatycznie bardzo pasuje do tej powieści.

Przed sięgnięciem po „Lód” czytałam wiele pochlebnych opinii na temat książki, jednak moje odczucia trochę się różnią - jestem raczej rozczarowana. Czyta się z zainteresowaniem, jednak niedociągnięcia w fabule raziły mnie równie mocno jak przekleństwa. Do tego brak tu dobrze nakreślonych bohaterów. Oprócz jednej kobiety, której życie poznajemy prawie w całości, cała reszta to tylko dane, jak w kartotece policyjnej: Jan K., 34 lata, blondyn, niebieskie oczy, dobrze zbudowany, itp. Mimo wszystko książka broni się jako dobra, postmodernistyczna powieść.

sobota, 16 lutego 2013

Książka idealna


Pierwszy raz zdarzyło mi się przeczytać powieść, która nie ma dla mnie żadnych minusów, żadnych negatywnych elementów. Po prostu wszystko mi się podoba. Tą książką jest „Zabić drozda” autorstwa Harper Lee. Sięgnęłam po nią, ponieważ tytuł ten jest znany i polecany przez wiele osób, ale obecnie rzadko już się o niej słyszy. Wynika to być może z faktu, że została wydana w 1960 i jest jedyną książką tej autorki. Nawet Nagroda Pulitzera nie zapewnia wiecznej sławy.

Akcja dzieje się w latach '30 XX wieku, w małym miasteczku w Alabamie. Głównymi bohaterami są dzieci i to z ich perspektywy widzimy świat. Kilkuletnia Jean Louise, zwana Smykiem, oraz jej starszy brat Jeremy (Jem) to dzieci adwokata Atticusa Fincha. W wakacje dołącza do nich Dill, który przyjeżdża na lato do ciotki mieszkającej niedaleko rodzeństwa. Razem usiłują wywabić z domu swojego sąsiada, którego od lat nikt nie widział. Plotki powtarzane przez okolicznych mieszkańców sprawiają, że dzieci uważają go za psychopatę, prawda okazuje się jednak zupełnie inna. Najważniejszą sytuacją przedstawioną w książce jest proces czarnoskórego Toma Robinsona, który został oskarżony o zgwałcenie białej dziewczyny. Atticus zostaje jego obrońcą z urzędu, jednak wierzy w niewinność Toma i angażuje się w jego obronę. Przez swoją postawę jest napiętnowany przez część mieszkańców miasteczka.

Smyk obserwuje mieszkańców miasta oraz swojego ojca, który zmaga się z uprzedzeniami sąsiadów. Analizuje i wyciąga wnioski, po raz pierwszy dotyka jej dobro i zło, które nie jest czymś oczywistym. Instynktownie wyczuwa, jak powinno być i obserwuje, że na świecie często jest na odwrót. Książka ta pełna jest oczywistych prawd, które jednak warto sobie uświadomić, powiedzieć na głos. Moim zdaniem jest to skarbnica wiedzy o życiu, nawet jeżeli całość wydaje się nieco naiwna, tak jak naiwne są dzieci.

Powieść jest w pewnym sensie autobiograficzna, ponieważ Harper Lee faktycznie mieszkała na południu Stanów, a jej ojciec był prawnikiem. Inspiracją dla postaci łobuzerskiego Dilla był Truman Capote, z którym Lee przyjaźniła się w dzieciństwie. Klimat lat '30, parnych letnich dni, a także klimat stosunków międzyludzkich w tamtych latach, jest oddany znakomicie. Można wręcz poczuć słońce oraz wścibskie spojrzenia sąsiadów na twarzy. Polecam!

sobota, 9 lutego 2013

Magia?


Zaintrygowana zwiastunem filmu opartego na książce, sięgnęłam ostatnio po „Piękne istoty” autorstwa dwóch pań: Kami Garcii i Margaret Stohl. Jest to kolejna powieść dla młodzieży, która biła rekordy sprzedaży (pierwsza dziesiątka Amazon.com w 2009 roku), i kolejna, która ma dobrze znany schemat. Ona i on, trochę wyobcowani, nieprzystający do rówieśników, zakochują się w sobie, a oprócz tego pojawiają się niezwykłe zjawiska (w tym przypadku magia). Mimo, że nie mogę jej z czystym sumieniem polecić, postanowiłam o niej napisać, gdyż w przypadku powodzenia filmu ruszy lawina zainteresowania książką.

Jest to histora Leny Duchaness, która pochodzi z rodu Obdarzonych. Każdy z jej rodziny w dniu szesnastych urodzin dowiaduje się, czy będzie służył białej czy czarnej magii. Nie mają wpływu na to, którą ścieżkę wybiorą. Lenę poznajemy, gdy do jej urodzin pozostaje 5 miesięcy. Akcja widziana jest oczyma drugiego głównego bohatera, Ethana. Jest on zwykłym nastolatkiem, mieszkającym w prowincjonalnym (fikcyjnym) miasteczku Gatlin. Od kilku miesięcy w jego snach pojawia się dziewczyna, którą w końcu spotyka na szkolnym korytarzu. Jest nią właśnie Lena. Dziewczyna zamieszkuje u swojego wujka Macona, który prawie nie wychodzi ze swojej rezydencji, przez co w mieście jest uważany za dziwaka.

Bohaterowie zakochują się w sobie i starają się znaleźć sposób, aby Lena w dniu swoich zbliżających się urodzin nie musiała przechodzić na stronę czarnej magii (dziewczyna jest przekonana, że to właśnie czarna magia jest jej przeznaczeniem). W tle przedstawiona jest dziwna sytuacja rodzinna Ethana (którego ojciec od śmierci swojej żony prawie nie wychodzi ze swojego pokoju, twierdząc, że pisze książkę, czego jednak nie robi) oraz sytuacja w szkole (w której grupa osób popularnych odrzuca Lenę, a później również jej chłopaka).

Jak wspomniałam wcześniej, dla mnie jest to pewien utarty schemat. Problemy nastolatków czy dziwne relacje rodzinne są w wielu książkach. Czarownice są ostatnio trochę mniej eksploatowane, dzięki czemu można uniknąć uczucia, że czytamy ciągle o tym samym. Do tego mam wrażenie, że występuje tu duża idealizacja postaci, które czytają poważne lektury i interesują się poezją, nie oglądają telewizji i nie grają w gry komputerowe. Trochę prawdopodobieństwa nadaje sytuacji fakt, że główny bohater ukrywa przed kolegami swoją czytelniczą pasję.

Generalnie książka nie jest zła, czyta się szybko, ale chyba zaczynam odczuwać przesyt młodzieżową literaturą amerykańską, która zagnieździła się na pewnym poziomie i nie czuje potrzeby podskoczyć wyżej. Po przeczytaniu połowy książki nadal nie mogłam się zdecydować, czy jest ona dobra czy zła. Jest chyba po prostu nijaka.

wtorek, 22 stycznia 2013

Kolejna wizja świata


Przez kilka ostatnich lat nie zdarzyło mi się trafić na książkę, od której nie mogłabym się oderwać. Stało się to jednak niedawno za sprawą „Igrzysk śmierci” Suzanne Collins. W jeden weekend przeczytałam całą trylogię, nie zważając na zaczerwienione spojówki i masę rzeczy, które trzeba było zrobić. O tej książce słyszałam od dawna, ale nie sięgałam po nią myśląc, że to kolejne czytadło dla młodzieży. Hasło reklamowe głosiło: „To lepsze niż Zmierzch”, o co chyba nietrudno, więc to średnia zachęta. W końcu jednak powieść została mi praktycznie dostarczona do rąk własnych, więc zaczęłam czytać i... zostałam pochłonięta.

Pozwolę sobie przytoczyć za Wikipedią: „Akcja rozgrywa się w nieokreślonej przyszłości, w totalitarnym państwie Panem powstałym na gruzach zniszczonych licznymi katastrofami Stanów Zjednoczonych. Państwo było podzielone na Kapitol, pełniący rolę stolicy, oraz 13 otaczających go dystryktów, istniejących w celu zaspokajania potrzeb mieszkańców Kapitolu. 74 lata przed rozpoczęciem akcji książki, dystrykty zbuntowały się przeciwko władzy i doprowadziły do wybuchu wojny domowej, nazywanej Mrocznymi Dniami. Władze krwawo stłumiły powstanie, a w celu zastraszenia obywateli całkowicie zniszczono Trzynasty Dystrykt. Na pamiątkę tych wydarzeń, co roku są organizowane Głodowe Igrzyska - krwawe zawody, na które każdy dystrykt ma obowiązek dostarczyć chłopaka i dziewczynę w wieku od 12 do 18 lat. Uczestnicy, nazywani trybutami, są zamykani na ogromnej arenie i zmuszani do walki na śmierć i życie. Nagrodą dla zwycięzcy jest luksusowy dom w Miasteczku Zwycięzców i ogromna, jak na warunki Dystryktu, pensja od państwa. Główną bohaterką powieści jest Katniss Everdeen, szesnastoletnia dziewczyna wywodząca się z najbiedniejszego i najbardziej dyskryminowanego Dwunastego Dystryktu. Kiedy jej młodsza siostra, Primrose, zostaje wylosowana do udziału w Igrzyskach, Katniss zgłasza się na ochotniczkę i zajmuje jej miejsce. Drugim trybutem zostaje Peeta Mellark, syn piekarza, który kilka lat wcześniej uratował ją przed śmiercią głodową. ”1

Zarówno „Igrzyska śmierci” jak i kolejne części: „W pierścieniu ognia” oraz „Kosogłos”, czyta się jednym tchem. Czytelnik cały czas utrzymywany jest w napięciu, nie ma nudnych momentów. Motyw Głodowych Igrzysk jest kontrowersyjny, zwłaszcza w czasach, gdy odchodzi się od przemocy. Tymczasem mieszkańcy Kapitolu oglądają Igrzyska jak wydarzenie sportowe, nie ma dyskusji na temat etyki tego przedsięwzięcia. Dzieci uczestniczą w krwawej jatce ku uciesze obywateli stolicy (której mieszkańcy jako jedyni nie biorą udziału w losowaniu). W trakcie czytania pierwszym odruchem jest oburzenie, a następnym myśl: czy mogłoby do tego dojść w rzeczywistości? Czy po globalnej wojnie ludzie pozbyli by się swoich zahamowań, czy nasza natura pozwoliłaby nam cieszyć się z nieszczęścia niewinnych, uczynić rozrywką cierpienie innych ludzi?

Ta książka jest zupełnie inna niż pozostałe, tak zwane, książki dla młodzieży. Jest tu akcja i romans, ale także sytuacja nad którą warto się zastanowić. Moim zdaniem niekoniecznie jest to pozycja dla bardzo młodego czytelnika. Ilość morderstw i przelanej krwi mogłaby zrazić co wrażliwsze jednostki. Jest jednak na pewno warta przeczytania przez wszystkich dorosłych.

P.S.: Nie oglądajcie filmu przed lekturą, a najlepiej nie oglądajcie wcale.


1http://pl.wikipedia.org/wiki/Igrzyska_%C5%9Bmierci

czwartek, 10 stycznia 2013

Lady Chatterley


Gdybym robiła listę najbardziej irytujących i denerwujących postaci fikcyjnych, bohaterka książki „Kochanek Lady Chatterley” byłaby w mojej finałowej dwójce (zaraz po Cathy z „Wichrowych wzgórz”). Konstancja Chatterley to młoda, angielska arystokratka. Jej mąż, Clifford walcząc na frontach I wojny światowej zostaje ranny i sparaliżowany od pasa w dół. Małżonkowie kochają się, mają podobne zainteresowania, dlatego Konstancja w ogóle nie bierze pod uwagę opuszczenia niepełnosprawnego męża. Jednak kalectwo mężczyzny zaczyna być zadrą w ich związku. Clifford rozumie, że jego żonie jest ciężko. Wie, że jest ona kobietą namiętną i pozwala jej znaleźć sobie innego mężczyznę. Konstancja wdaje się w romans z gajowym Parkinem i zachodzi z nim w ciążę.

Książka ta, autorstwa Davida Herberta Lawrence'a, została po raz pierwszy wydana w 1928 roku we Florencji, gdyż w wersji nieocenzurowanej nie mogła ukazać się w Wielkiej Brytanii. Wzbudziła ogromne poruszenie wśród czytelników. Lawrence nie tylko opisał romans wysoko postawionej arystokratki z gajowym, opisując sceny miłosne, ale też zilustrował społeczeństwo Anglii lat '20 XX wieku. Zestawił ze sobą arystokrację i robotników, dworek na wsi z górniczym miastem. Pokazał przepaść dzielącą te dwa środowiska oraz pojawienie się idei równości ludzi niezależnie od klasy.

Mimo niewątpliwie dobrego poziomu pisarstwa, nie mogę przekonać się do bohaterów tej powieści. Konstancja to pełna rozterek kobieta, która nie wie, czego chce, nie potrafi się na nic zdecydować. Nie chce opuszczać męża, mimo że zaczyna czuć do niego niechęć, nie chce związać się z Parkinem, ponieważ są z różnych światów i żadne z nich nie wyobraża sobie takiego związku. Clifford, na początku wydaje się być ideałem męża. Z biegiem czasu zaczyna być zazdrosny nawet nie o drugiego mężczyznę w życiu jego żony (bo jego istnienia nie jest pewien), ale o samą ideę, że jego żona może być z kimś innym – chociaż sam jej to podpowiedział. W dodatku pod wpływem angażowania się w sprawy kopalni zaczyna się zmieniać w człowieka żądnego wyłącznie zysku. Z kolei Parkin, mimo swojego szczerego uczucia do Konstancji, nie potrafi wznieść się ponad materialne sprawy. Nie godzi się na to, żeby kobieta go utrzymywała, kupiła dom lub farmę, na której mogli by razem mieszkać, chce się utrzymać z pracy swoich rąk. Z drugiej strony nie potrafi jej porzucić.

Myślę, że nie wrócę już do tej historii, ponieważ nic mnie tak nie denerwuje jak ludzie, którzy nie potrafią podejmować decyzji. Niemniej jednak polecam. Można dowiedzieć się czegoś interesującego o obyczajach i stosunkach międzyludzkich w Anglii lat '20 i poczuć atmosferę zmian społecznych jakie miały się wkrótce dokonać. A poza wszystkim – przecież to klasyka! :)